Ciężki żywot bohaterów
Calneth'ru'doi, Pożeracz Światów, Zabójca Bogów rozkoszował się swoją ostatnią ofiarą. Była to jedyna żywa istota z tego świata której jeszcze nie pożarł. Powoli wchłaniał jej duszę, przejmował witalność, delektując się ich słodkim smakiem. Gdy ciało było już puste odrzucił truchło na stos podobnych i wyciągnął przed siebie dwie olbrzymie łapy o zakrzywionych szponach. Między nimi niewielka kula pojawiła się, zamigotała, rozrosła i przemieniła w mapę universum. Calneth'ru'doi przeglądał ją szukając świata, którego mieszkańcy zaspokoiliby jego wciąż nienasycony głód. Wreszcie odnalazł odpowiednie miejsce i jednym gestem przeniósł się z martwej planety na nową, tętniącą życiem. * * * * * *
- Wynocha! To nasze ikspeki - ryknął jeden z rycerzy gdy mag przeleciał mu tuż nad głową, lecz odpowiedzią był tylko szyderczy śmiech.
Pożeracz nie przejął się tym - każdy świat próbował się przed nim ratować - skinął tylko brwiami i przed nadciągającymi pojawiła się wysoka i bardzo gruba ściana płomieni. Lecz to nie był jeszcze koniec. W powietrzu obok niego pojawiła się nagle grupa czterech postaci, dwóch z mieczami dwuręcznymi i dwóch z laskami. Wszyscy utrzymywali się na stałej wysokości i najwyraźniej szykowali do ataku, gdy zjawił się jeszcze jeden, tym razem trzyosobowy, zespół.
- Spierdalajcie. Byliśmy tu pierwsi - warknął jeden z magów.
- Znam cię Wicconie Thunderboldt. Pokazałem ci twoje pierwsze zaklęcie na tym świecie i jeśli nie ustąpisz swemu nauczycielowi pierwszeństwa to, na Odyna i Thora, pokażę ci ostatnie. - Zagrzmiał przywódca nowych, staruszek z siwą brodą.
- Odyn i Thor? Którzy to? - zastanawiał się mag nazwany Wicconem.
- To chyba te cieniasy, których rozklepaliśmy tydzień temu - podpowiedział mu jeden z towarzyszy.
Obydwie drużyny przyjęły szyk bojowy, lecz ku zdziwieniu Calneth'ru'doi skierowały się raczej przeciwko sobie. Poczuł się zlekceważony.
- Śmiertelnicy - zaryczał głosem, od którego domy zaczęły się walić - przybyłem by zniszczyć wasz świat i pożreć wasze dusze. Pokłońcie się wielkiemu Calneth'ru'doi zanim uczyni wam ten zaszczyt i ...
- Przepraszam - wtrącił się jeden z magów wyjmując jakiś pergamin i pióro - powiedziałeś Calneth'ru'doi? To twoje prawdziwe imię? Dzięki, bardzo mi to pomoże - po czym poklepał Pożeracza po ramieniu.
- Wasz los jest przesądzony. Wasz świat zostanie pożarty. Opór nie ma sensu ale i tak wiem że będziecie walczyć, więc chodźcie wszyscy naraz i zgińcie.
- Zwariowałeś? I tak mało będzie z ciebie ikspeków, to mamy się jeszcze dzielić? Dosyć tego, nikt nie będzie mi kradł ikspe... - Wiccon przerwał na widok rycerzy i magów na dywanów wypadających ze środka ściany płomieni. Byli lekko osmaleni, lecz poza tym nic im się nie stało. - No nie, następni. Na nich chłopcy - wrzasnął i zaczął rzucać zaklęcie.
Magowie na dywanach zaczęli nucić tę samą inkantację, podczas gdy ich towarzysz na miotle zabezpieczał ich. W tym czasie konie rycerzy zaczęły pędzić po powietrzu, nabierając coraz większej prędkości. Szarża wyglądała doprawdy imponująco dopóki nie rozbiła się o niewidzialną i niezniszczalną ścianę, którę wyczarował nauczyciel Wiccona. Potem kule ognia, błyskawice i dziwne pociski zaczęły przecinać powietrze, a wojownicy z różnych drużyn starli się ze sobą w bardziej konwencjonalnej walce. Pożeracz Światów przyglądał się temu ze zdumieniem, lecz niezbyt długo bo po chwili został wchłonięty przez powiększający się chaos i tam załatwiony przez ktoś czystym przypadkiem. Ponieważ nikt tego nie zauważył walka trwała jeszcze dobrą godzinę. O dziwo Calneth'ru'doi był jedyną ofiarą śmiertelną.
- No tak. Znowu tydzień medytowania czarów w plecy i co z tego mam? Nawet jednego złamanego ikspeka. Ech, a brakuje mi jeszcze tylko trzydziestu tysięcy. Ciężki jest żywot bohatera. O, tu jesteście chłopaki. Zbieramy się? Jeśli się trochę pospieszymy to zdążymy jeszcze zapolować na Tarraski zanim skończy się sezon.